poniedziałek, 7 stycznia 2013

A było to kilka dni temu i już nawet nie pamiętam szczegółów. A i sporo słów padło, toteż po krótce:
Samsung S5610, którego polecałam namiętnie, jako niepsujący się telefon, zaczął się psuć. Cztery przypadki w ciągu kilku dni. Cóż.
Pani z panem.
- Przepraszam, co jest potrzebne, by oddać telefon do naprawy?
- Dowód zakupu, karta gwarancyjna i - oczywista - telefon.
- Acha... Mhm... Bo wie pani.. On się ciągle wyłącza! - pani pokazuje mi rzeczonego S5610.
- Nooo właśnie.. to chyba już któryś z kolei model tego telefonu, który się restartuje...
- A czy w związku z tym, że już nie chcę tego telefonu, mogę go wymienić?
Tu wtrąca się pan:
- Tak! Będziemy żądać wymiany na nowy!
- Ale o tym decyduje serwis...
- Bo ja straciłem zaufanie i mają mi wymienić na zupełnie inny telefon!
- Ale proszę pana, to nie ja dedyduję... Na jakiej podstawie mają panu go wymienić?
- Bo straciłem zaufanie do tego telefonu!
- Ale proszę pana, utrata zaufania to nie jest podstawa do wymiany go na nowy... - w duchu zwijałam się ze śmiechu. O tym zaufaniu do telefonu pan w kółko trąbił.
Pani również zabiera głos, w innej, ale równie abstrakcyjnej sprawie.
- Poza tym wie pani co? Pani spojrzy! - pokazuje mi telefon, wchodząc na stronę główną operatora - Przecież tu nic nie widać!
- No bo to mały wyświetlacz :)
- No to po co operator daje mi pakiet internetowy!
- Pakiet jest na próbę, włączany każdemu, ale z myślą o nowych użytkownikach smartfonów. Pani telefon to klasyczny telefon, nie służy do surfowania po internecie.
- To po co operator mi daje! I sprzedaje telefon, który mi to uniemożliwia! To ten pan mi go sprzedał! - wskazuje na kolegę obok.
- Gdyby powiedziała pani, że chce surfować po necie, kolega sprzedałby pani smartfona. Ale widocznie nie wspomniała pani o tym.
- No właśnie, czyli żądam wymiany na nowy i inny w ogóle!

Generalnie poleźli, gdyż i tak nie mieli dokumentów przy sobie...

środa, 14 listopada 2012

- Dzień dobry. Czy macie jakieś normalne telefony?
- Nie, kurwa. Popierdolone.



Tak nie powiedziałam. Ale aż się prosiło....

czwartek, 25 października 2012

Dzisiaj dla odmiany opierdol. Czemu nie.

- Ta nawigacja w Nokii to jest piesza, czy samochodowa?
- Wie pan co, ja nie wiem, szczerze mówiąc. Jakaś nawigacja jest wgrana, więc jest. Wiem, że na pewno na Androida są różne rodzaje nawigacji, i piesze, i samochodowe. Ale Nokią się nigdy nie bawiłam, więc ciężko mi powiedzieć.
- Pani chyba żartuje. Pani nie wie, co sprzedaje?
- Wiem, sprzedaję usługi. Operator oferuje usługi, telefon jest dodatkiem. Nie mam obowiązku wiedzieć wszystkiego o telefonach. Powinnam wiedzieć z grubsza, ale znajomość takich szczegółów nie jest moim obowiązkiem.
- Pani sprzedaje i pani nie wie, co?
- Wiem, mogę panu powiedzieć wszystko na temat abonamentów itepe, ale nie pracuję w sklepie Nokii, więc nie wiem..... (tutaj pan zaczął mnie przekrzykiwać)
- To co, ja mam jechać do sklepu Nokii, żeby wiedzieć takie rzeczy? To jest nienormalne! To pani mi to sprzedała, nie Nokia!
- Myli się pan, i to bardzo. Powtarzam: sprzedaję usługi operatora i...
Znowu krzyk pana.
Potem również mój krzyk.
- To jest śmieszne! Jak ja sprzedaję dla przykładu buraki, to wiem jaki to rodzaj buraka, gdzie hodowany!
- Ale na temat worka, w którym buraki są, to niewiele pan mi powie!
- Co za bzdura! Blablabla...!!!
Trochę to jeszcze trwało.
Pan wyszedł, trzasnąwszy drzwiami.

Miłego dnia.

środa, 24 października 2012

Muszę się pochwalić, MUSZĘ!
- A ten telefon ma jaki procesor? A ten dlaczego jest fajny? A ten jaki ma aparat i wyświetlacz? A jak to jest z bateriami? A jak z internetem w telefonie? A jaka jest aplikacja do Samsunga w komputerze? A jaka jest różnica między dwoma a czterema rdzeniami? A czym ten abonament różni się od tego?
Po udzieleniu wszelkich informacji (a było ich znacznie więcej niż te, które wymieniłam)...
- Wie pani co.. W rankingu wszystkich sprzedawców jest pani numer jeden.
- Ojej, dziękuję... Mam nadzieję, że wielu ich było..? ;)
- Szczerze mówiąc... Tak. Ale pani naprawdę.. Jesteśmy teraz dużo mądrzejsi. Właściwa osoba na właściwym miejscu.


Rany. Jak mi przyjemnie.

niedziela, 21 października 2012

Moja niedziela w pracy.
Samotna niedziela.
Czynne od 11 do 17.
Po 11 nic się nie dzieje. Trwa msza.
Ruch zaczyna się od 12.
Widzę tu tych samych ludzi, którzy przychodzą w tygodniu. Tak samo brudni, tyle że "ładnie" ubrani. Odświętnie. Obcasy, fikuśne fryzury, loczki, lakiery, spinki, kolorowe kwiaty, rolujące się rajstopy w kostkach, źle skrojone żakiety i marynarki, kamizelki, swetry w romby, bojówki na kant. O codzienności przypomina brud za paznokciami i wokół skórek, zepsute zęby, plama na koszuli, wbrew przyzwoleniom społecznym włosy na nogach pod jasnymi rajstopami oraz tłuste włosy. Nierzadko zapach ubrań przywodzi na myśl spelunę dla rybaków, tudzież inne pomieszczenie, w którym się pali papierosy, ale którego się nie wietrzy w obawie przed... No właśnie. Tego nie wiem..

Dzień zaczyna się jednak od mszy.
W końcu "pamiętaj, aby dzień święty święcić."
Pokazać się trzeba. Niech garnitur, którego rzadko kto ma szanse oglądać na co dzień, bo jest zbyt elegancki na pole, zobaczą sąsiedzi, koledzy z knajpy i koleżanki córki.
Teraz też można misternie upiąć włosy i spryskać lakierem Joanna. Nie zepsuje się fryzura, a i niech ta sąsiadka z naprzeciwka i koleżanki wiedzą, że umiesz o siebie dbać. W końcu używasz lakieru. I to tyle, żeby było go widać. Oooj, widać go. Niech zazdroszczą. A spinkę, tą z plastikowymi diamentami, kupiłam na mieście. W Pepco.
Wczorajszego kaca zapij maślanką. A najlepiej piwem. W końcu czym się trułeś - tym się lecz. O, tak. Wyjdź na podwórko. Zajaraj szluga. Spluń na ziemię, przeklnij kota siarczystym "spierdalaj, jebany futrzaku", kopiąc go przy tym w zapchlony, chudy zadek.

Święcimy więc dzień.
Maczanie dłoni w wodzie święconej, znak krzyża, przyklęk na twardej, marmurowej posadzce kościoła. Smętne śpiewy, zawodzenie, wycie, odór niemytych zębów, brak tlenu. Okażmy więc sobie znak pokoju. Kiwnięcie głową wszystkim zgromadzonym wokół (Aaa, to ten chuj!. Kurwa, zjebany jest jak chuj. Nie będę mu kiwał, niech się jebie).
Oto baranek boży, który gładzi grzechy świata.
Komunia święta. Moja bardzo wielka wina. Kolejka do ołtarza. Przecież jesteśmy czyści. Wczoraj u spowiedzi.
Idźcie w pokoju chrystusa.
A gdzie?
Na zakupy!
Dzień święty święcić? Oto baranek boży?
E tam.
Niech pracują te darmozjady. Powkurwiajmy ich jeszcze. Jak tu jesteśmy, to wejdę może do Plusa i powiem, co o niej myślę.



I teraz tak sobie siedzę. I biją się we mnie myśli, kotłują emocje. Chciałabym potrząsnąć pierwszym lepszym i wykrzyczeć mu to wszystko w twarz. Ale tego nie zrobię. I tak mi strasznie z tym źle...


piątek, 19 października 2012

Standard, prezentacja oferty. Kolega wlepiony w monitor, tłumaczy zasady, pokazuje telefony.
Klientka:
- No dobrze. To to jest oferta taka w internecie. A pan jaką mi zaprezentuje?

środa, 17 października 2012

Ciekawa sytuacja z t-mobile.
Pani zepsuł się telefon. Poszła do salonu t-mobile, chcąc otrzymać zastępczy. Sprzedawca odpowiedział, że to nie bardzo, że to chyba jej wina, nie kwalifikuje się do naprawy w ramach gwarancji, jednym słowem zbył ją niejako.
Chcąc się pożalić, zadzwoniła na ichniejszą infolinię, podkreślając, że potrzebuje zastępczy telefon, jeśli by oddawała ten stary na gwarancję. Koleś na to, że nie ma problemu, przyślą jej.
Przysłali.
Nowy telefon.
Z umową.


Jaki z tego morał?
Nie fikaj, bo utrzemy ci nosa :D